Z Gajem do filharmonii, czy z filharmonią na Gaj? Wałbrzyscy filharmonicy nie mieli dylematu. Spakowali instrumenty do samochodu i, w piątek 22 października, przyjechali na koncert do naszego ośrodka.
Przywieźli ze sobą pana Antonio Vivaldiego z czterema porami roku, pana Brahmsa z kołysankami na dzwonki. Muzykę i śpiew, które w ten wietrzny dzień wysypały się z partytur i wypełniły pomieszczenia ośrodka.
Syntezator i skrzypce pięknie współgrały z dźwiękami udarowych wierteł, pobrzmiewającymi znad stropu i spod podłogi. Może flażolety ciężko było "wysłyszeć", ale już osła mieszkającego w drewnie skrzypiec poznaliśmy bezbłędnie! Były też szczygły, kukułki, koty i inne zwierzęta raz po raz wyskakujące z keyboardu, skrzypiec, no i naszych gardeł. Wyszło nawet "w tempo".
Poznaliśmy terminy muzyczne takie jak glissando, instrumenty smyczkowe i klawiszowe, zostaliśmy zaproszeni do walca na trzydzieści gardeł. Jako rasowe rotwailery pobiegliśmy, na spacer za pudlem i hartem. I nikomu nawet nie przeszkadzały nasze "kociodźwięczne" wokalizy, było pięknie! Taka żywa lekcja muzyki to rzecz wspaniała. Już czekamy na następną. A następne spotkanie już w styczniu.
Liczymy na to, że tym razem pan Antonio przybędzie z bałwanem.
txt&foto: StArt