Miało być jak zwykle:
śniadanie, szkoła, obiad, pół godziny dla słoniny, internat. Ale jedno małe coś pokrzyżowało nasze plany.
To coś to wirus, który niepostrzeżenie podkradł się do większości z nas, i z nienacka, podstępnie zainfekował. I sprawił, że zwykły dzień przerodził się w walkę o przeżycie. Zakażeni, już odpowiednio wcześniej przekazali sobie mikroba w radosnej, aczkolwiek bezwiednej sztafecie. Teraz szkoła prędko zaczęła przypominać bardziej lazaret niż miejsce, w którym ktokolwiek się czegokolwiek uczy. Było kichanie, prychanie, miętowa herbata, słabość ogólna. Było leżenie pokotem na podłodze i niemożność pozbierania myśli w jakąś sensowną całość.
Na szczęście ksiądz Jakub, będący jak zwykle na usługach swoich owieczek, odprawił egzorcyzmy, i już w piątek odbył się dzień jak co dzień….
Przy tej okazji przypominamy o konieczności regularnego, dokładnego mycia rąk. To najlepiej chroni przed chorobami przenosznonymi na skórze. Tu przyda się króciutki film instruktażowy.
Przypominamy też, że warto - i z kultury, i dla higieny: kichając - zakryć usta, by nie przenosić wirusa drogą kropelkową. Czytelnikom życzymy zdrowia.
foto&txt:JoMa